Mimo desperackiej akcji moja walka była wygrana. Po szybkim rozejrzeniu się zauważyłem, że również moi towarzysze wyszli cało z opresji. Teraz należało jak najszybciej ostrzec nasze wojska przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. W pierwszej kolejności wziąłem szablę Saracena i dobiłem go podrzynając mu gardło. Następnie upewniłem się czy uprzednio powalony również jest już martwy. Nie mogliśmy zostawić nikogo żywego. Mogliby jeszcze powiadomić główne siły o naszej obecności a wtedy nie byłoby zbyt ciekawie. Następnie podniosłem mój miecz leżący niedaleko i rozejrzałem się czy gdzieś nie widać również ciśniętego przez wroga sztyletu. Na koniec szybko przeszukałem jeszcze moje dwie ofiary w poszukiwaniu czegoś wartościowego oraz zabrałem ocalały łuk i strzały. Tak na wszelki wypadek. Po uporaniu się z ekwipunkiem rozejrzałem się i zauważyłem, że Godfryd próbuje dosiąść jednego z koni pozostawionych przez Saracenów. Ktoś musi jak najszybciej ostrzec króla, a dosiadanie przywiązanego konia może rzeczywiście pójść szybciej niż uspokajanie tych, które odbiegły, ale różnie mogło się to skończyć. Postanowiłem więc udać się w stronę jednego z pozostałych wierzchowców, które po walce znajdowały się trochę dalej. Potrzebowaliśmy koni tak czy inaczej a uspokojenie któregoś z nich zajmie pewnie i tak mniej czasu niż udanie się w drogę powrotną pieszo.